czwartek, 11 września 2008

Dzien 23 - zdjecia.

Zgodnie z zapowiedzia, zalaczam wybrane zdjecia z Pszczyny, chociaz troche off-topic.

niedziela, 7 września 2008

Dzien 23.

Juz wreszcie z domowego komputera.

Nocleg byl zgodnie z planem w Pszczynie, tylko zamku ksieznej Daisy nie zwiedzilismy, bo byl otwarty od 10, a nam bylo pilno do domu. Tylko poranna msza, troche zdjec (beda potem) i w droge.

Obiad w Lodzi u przyjaciol ktorzy w pierwszej wersji mieli z nami jechac i byli z nami obecni wirtualnie dzieki blogowi, i zaprosili nas na krotki odpoczynek w trasie.

Wreszcie wieczorem odebralismy psa spod opieki i dotarlismy do domu w Bialymstoku o 23.

Calosc trasy wyniosla 5000 km.

Wszystkim czytelnikom serdecznie dziekujemy za towarzyszenie, zwlaszcza tym co sie wpisali.

Po uzupelnieniu o zdjecia i dodatkowe wspomnienia bedziemy publikowac rowniez na forum. Ale to troche pozniej, bo na razie wessa mnie zaleglosci sluzbowe.

Dobranoc.

sobota, 6 września 2008

Dzien 22.

Wyjazd dobiega konca.

Po autostradzie wzdluz Balatonu jedziemy zwykla szosa do uroczego Gyor, ktore warte jest osobnej wizyty. Robimy pamiatkowe i winne zakupy najpierw - o 13 wszystko sie zamyka! W tropikalnym upale zwiedzamy starowke pelna zabytkow, zalujac ze nie mamy wiecej czasu. W ramach ostatnich przyjemnosci fundujemy sobie bombe lodowa w kawiarni na rynku pod katedra, gdzie akurat zaczynal sie festiwal palinki.

Potem autostrada do Bratyslawy, na stacji benzynowej podbieramy studenta ktory wraca znad Balatonu, i podwozimy go prawie do Pszczyny, gdzie w ryneczku znajdujemy nocleg w Pansjon Retro za 150 PLN ze sniadaniem.

Jutro ostatni dzien.

Dzien 21.

Jeszcze troche zwiedzania.

Poranny spacer po Mostarze - Ela zdecydowala sie na szal.

Przejazd sliczna dolina Neretwy.

Pita spod saca w przydroznym zajezdzie.

Fascynujace ale troche zapuszczone Jajce: wodospad pod miastem, wyniosle mury z ruinami twierdzy, drewniany meczet Samica, zaulki rzemieslnicze w podgrodziu.

Przejazd dolina Vrbas ktora moze miejscami konkurowac z kanionami Tary albo Pivy.

Posilek przed granica w zajezdzie; jeden schabowy wystarczyl na nas dwoje (to tu norma).

Jazda do oporu przez Chorwacje i Wegry az zatrzymalismy sie o 23 w motelu pod Balatonem.

czwartek, 4 września 2008

Dzien 20 - zdjecia.

Zalaczam wybrane zdjecia.

Dzien 20.

Krotko, bo w trasie:

- nowa droga z Herceg-Novi do Trebinje, platna po czarnogorskiej stronie 3€, ale omija Chorwacje, kolejki na granicy i jest naprawde porzadna;

- zwiedzamy Trebinje - stare mlyny nad woda, starowka z waskimi uliczkami;

- jedziemy do Stolac, gdzie posrod steckow (nagrobkow) bogomilskich czujemy sie troche jak na Wyspie Wielkanocnej; spotykamy mlodych turystow z Belgii, ktorym polecamy Perast;

- zbaczamy do urokliwego Pocitelj, gdzie zjadamy kevabcici z podsmazanymi warzywami, potem podziwiamy stare miasto muzulmanskie i nawiedzamy meczet;

- wreszcie Mostar (niestety Blagaj ze zrodlem Buny zostawiamy na nastepny raz), gdzie zaczynamy od znalezienia kwatery z garazem dla auta, aby spac spokojnie;

- wieczorem zdjecia slynnego mostu przy zachodzacym sloncu, podziwiamy mostarskiego skoczka (jest dokumentacja);

- blakamy sie po uliczkach wybrukowanych wyslizganymi kamyczkami wsrod straganow z pamiatkami i kafejek, dochodzimy do glownego meczetu;

- w drodze powrotnej kawa po turecku z tygielka z obowiazkowym rahat lukum, towarzyszy nam zawodzacy spiew derwiszowego zebraka;

- wreszcie na kwatere po pelnym wrazen dniu, a na dobranoc spiewa nam muezzin.

środa, 3 września 2008

Dzien 19.

Jeden z najpiekniejszych dni - zapowiadana wycieczka z Herceg-Novi motorowka do Blekitnej Groty, do austriackiego Fortu Mamula oraz na odosobnona plaze gdzie poczulismy sie prawie jak na Karaibach.

W drodze powrotnej mozaiki w Risan, podwieczorna pozegnalna sesja zdjeciowa w Perascie, wreszcie wieczorna pozegnalna kolacja z ryba sola ktora okazala sie byc podobna do fladry tylko jeszcze lepsza.

Jutro w droge do Mostaru, przez Trebinje nowa droga bezposrednio do Bosni, otwarta miesiac temu.

Dzien 18.

Krotko, bo konczymy pobyt.

Zwiedzanie Kotoru to niekonczace sie pasmo pieknych kosciolow i malutkich kosciolkow i cerkiewek, uliczek, zaulkow, portali, detali, kafejek, knajpek, balkonow, rozwieszonej bielizy, nad tym wszystkim goruja gory ze skalami, cyprysami i wszechobecnymi murami ciagnacymi sie do twierdzy. Rece bola od podnoszeniaa aparatu do gory. Kotor podobal sie nam bardziej niz kiedys Dubrownik.

Po powrocie wejscie (Ela tez) na wieze kosciola w Perascie, skad nowa seria zdjec.

Wieczorem kolacja w nowoodkrytej knajpce na drugim koncu miasteczka; tym razem kalmary nadziewane krewetkami.

wtorek, 2 września 2008

Dzien 17.

W Virpazarze budzily nas koguty, w Perascie budza nas dzwony - najpierw od sv.Nikola, potem z wyspy.

Dzis obiecana przez syna wlasciciela przejazdzka na wyspy. Lodka z silnikiem, zabieramy sprzet - my aparaty, nasz przewoznik wedke aby nie proznowac czekajac - i plyniemy.

Tylko jedna z wysp sie zwiedza, Gospa od Skrpjela - Matka Boska ze Skaly. Wyspa jest sztuczna, wlasciwie taki placyk wymurowany na wodzie, na nim harmonijny w ksztalcie kosciolek z niebieskimi kopulami. Kosciol pelen freskow, przedzielonych pasmem srebrnych tarcz wotywnych, z klasycznym dla tego regionu oltarzem. Jest tez male muzeum kosxielne z antycznosciami z czasow rzymskich. Na wyspe przyjezdza wycieczka za wycieczka, najpierw rosjska, potem wloska. Wreszcie odplywamy, okrazamy druga wyspe i wracamy na lad, aby udac sie tradycyjnie na kawe.

Drugi punkt programu dziennego to wycieczka do Herceg-Novi - niby niedaleko (30 km), ale okraza sie wieksza czesc zatoki, caly czas na ograniczeniach 40-50, gora 60, bo miejscowosci plazowe - godzina drogi. Znajdujemy droge do centrum, parkujemy jeszcze przed platna strefa. Idziemy podziwiajac tropikalna roslinnosc - palmy, bananowce, figowce, glicynie, rosnace na ulicy, miedzy domami, w slicznym parku mijanym po drodze. Po schodkach w dol, kolo wynioslej twierdzy z ciemnoszarego kamienia, schodzimy do portu pelnego wszelkiej masci motorowek, zaglowek i luksusowych jachtow, chcac ustalic mozliwosci rejsu do slynnej Blekitnej Groty.

Na regularny rejs jest juz za pozno, zreszta nie bardzo by nam on odpowiadal - stateczkiem moze zbyt duzym zeby wplynac do srodka, wraz z pobytem na plazy na wyspie 6 h, od 10 do 18, za 20€. Zgadzamy wstepnie prywatnego przewoznika z motorowka na srode; krotki posilek (czarne risotto) w knajpce portowej i ruszamy na zwiedzanie starowki.

Rozpalone sloncem mury i ciagle wedrowki po schodkach w gore nie ulatwiaja nam tego. Po minieciu placyka z kosciolem sw.Hieronima otoczonym palmami i cedrami, dochodzimy do unikalnie pieknej choc niewielkiej cerkwi sw.Michala Archaniola, calej wsrod palm, z czterema mini-minaretami po rogach, z piekna rozeta i portalem wejsciowym z wdzieczna mozaika zamyslonego patrona.

Juz tylko przejscie w bramie slynnej wiezy zegarowej Sat-Kula, kawka pod parasolami i wracamy przez park tropikalny do auta. Zasluzylismy na kapiel - jedziemy na okrzyczana plaze Igalo. Trzeba okrazyc cale miasto, bo ulica przezen jest jednokierunkowa, wrocic na trase i zrobic petle do nastepnej miejscowosci.

Plaza jest okrzyczana, bo cala betonowa, gdzieniegdzie skape zatoczki z bialym zwirkiem, cala wypelniona tlumem wczasowiczow glownie z wycieczkowych hoteli, nigdy w zyciu bysmy sie nie zgodzili na takie wczasy. Jedyny plus to kapiel - dno jest rowne, piaszczyste, daleko mozna isc bez zanurzenia, plywamy do woli ale na zmiane w obawie o nasze tobolki. W drodze do auta Ela znajduje wsrod pamiatek sliczna bransoletke z brazowych muszelek.

Jeszcze raz obowiazkowy przejazd jednym kierrunkiem przez miasto, droga przez Bijela i Risan, wreszcie na wieczor zjezdzamy do Perastu. Kolacja juz drugi raz w cieszacej sie najlepszym chyba powodzeniem restauracji Nautilus nad woda, tym razem o zmroku, tym razem zupka kremowa z rakow, tym razem sola alla milanese z siekanymi migdalami, do tego warzywa grilowane, tym razem bialy crnogorski krstac, tym razem tez jestesmy szczesliwi.

poniedziałek, 1 września 2008

Dzien 16.

Dzis dzien pelnego lenistwa, dzien w ktorym nie ruszalismy samochodu.

Po sniadaniu (jajka na bekonie korzystajac z zakupow w sklepiku opodal) idziemy na 10 na msze, wreszcie katolicka choc po serbsku. Z kazania duzo rozumiemy, staramy sie wlaczac w spiewy psalmow, ale gdy zaintonowano piesn "Barka..." po serbsku, to lzy stanely nam w oczach i staralismy sie ja spiewac jak najglosniej i najpiekniej... po polsku.

Potem slodkie lenistwo: kawa w kafejce saczona przy rozmowie z przygodnymi turystami z Polski, wreszcie zbieramy sie na plaze. Jest to kapielisko przy barze na koncu miasteczka, z betonowym nabrzezem na ktorym sa stoliki, a nad sama woda mozna rozlozyc recznik i wslizgiwac sie po kamieniach do wody ile dusza zapragnie.

Kapiemy sie z rozkosza, w pelnym sloncu, z wyspami klasztornymi i gorami Kotoru w tle, slona woda cudownie wynosi, drobna falka nie przeszkadza zbytnio plywac. Kapiemy sie i opalamy na zmiane do woli.

Wreszcie kolo czwartej mamy dosyc i wybieramy sie na spacer po miasteczku. Pomiedzy gorna szosa a dolnym nabrzezem rozpieta jest siec schodkowych uliczek rozgaleziajacych sie do posesji z wszechobecnego bialego lub kremowego kamienia. Bladzimy bez celu, podziwiajac kamienne obramowania okien, wsporniki balkonow, zwienczenia portali, przetykane pnaczami winorosli i krzewow kwietnych, ktore Ela bezblednie rozpoznaje.

Czas zaklety w kamieniu. Szesnascie crkvi i kapel, czyli kosciolow i kaplic. Kilkanascie rezydencji patrycjuszowskich niegdys swietnych rodow, ktore teraz sa w roznym stanie, zwlaszcza po nie tak dawnym trzesieniu ziemi (1979). Jedna z nich, wraz z sasiadujacym slicznym kosciolkiem, odrestaurowywane z funduszy Unesco. Gdzies wysoko sliczny balkon z kuta balustrada na szczytowej scianie rezydencji bez dachu, godny Julii i Romea, ale nikt nan nie wejdzie, bo z tylu przeswituje niebo. Czas, ktory zatrzymal sie w miejscu o 16:05 w roku 1691, jak widac na zegarze z wiezy kosciola.

Wieczorem idziemy na kolacje do restauracji na tarasie nad woda, z wyspami klasztornymi w skrzacej wodzie zachodzacego slonca w tle. Dorsz w sosie prowansalskim dla Eli, zapiekane kalmary nadziewane szynka i srerem dla mnie (i tak sie wymienialismy), do tego ziemniaczki ze szpinakiem oraz grecka salatka z serem feta i oliwkami, wreszcie crnogorski chardonnay dopelnily dnia.