Krotko, bo konczymy pobyt.
Zwiedzanie Kotoru to niekonczace sie pasmo pieknych kosciolow i malutkich kosciolkow i cerkiewek, uliczek, zaulkow, portali, detali, kafejek, knajpek, balkonow, rozwieszonej bielizy, nad tym wszystkim goruja gory ze skalami, cyprysami i wszechobecnymi murami ciagnacymi sie do twierdzy. Rece bola od podnoszeniaa aparatu do gory. Kotor podobal sie nam bardziej niz kiedys Dubrownik.
Po powrocie wejscie (Ela tez) na wieze kosciola w Perascie, skad nowa seria zdjec.
Wieczorem kolacja w nowoodkrytej knajpce na drugim koncu miasteczka; tym razem kalmary nadziewane krewetkami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz