wtorek, 2 września 2008

Dzien 17.

W Virpazarze budzily nas koguty, w Perascie budza nas dzwony - najpierw od sv.Nikola, potem z wyspy.

Dzis obiecana przez syna wlasciciela przejazdzka na wyspy. Lodka z silnikiem, zabieramy sprzet - my aparaty, nasz przewoznik wedke aby nie proznowac czekajac - i plyniemy.

Tylko jedna z wysp sie zwiedza, Gospa od Skrpjela - Matka Boska ze Skaly. Wyspa jest sztuczna, wlasciwie taki placyk wymurowany na wodzie, na nim harmonijny w ksztalcie kosciolek z niebieskimi kopulami. Kosciol pelen freskow, przedzielonych pasmem srebrnych tarcz wotywnych, z klasycznym dla tego regionu oltarzem. Jest tez male muzeum kosxielne z antycznosciami z czasow rzymskich. Na wyspe przyjezdza wycieczka za wycieczka, najpierw rosjska, potem wloska. Wreszcie odplywamy, okrazamy druga wyspe i wracamy na lad, aby udac sie tradycyjnie na kawe.

Drugi punkt programu dziennego to wycieczka do Herceg-Novi - niby niedaleko (30 km), ale okraza sie wieksza czesc zatoki, caly czas na ograniczeniach 40-50, gora 60, bo miejscowosci plazowe - godzina drogi. Znajdujemy droge do centrum, parkujemy jeszcze przed platna strefa. Idziemy podziwiajac tropikalna roslinnosc - palmy, bananowce, figowce, glicynie, rosnace na ulicy, miedzy domami, w slicznym parku mijanym po drodze. Po schodkach w dol, kolo wynioslej twierdzy z ciemnoszarego kamienia, schodzimy do portu pelnego wszelkiej masci motorowek, zaglowek i luksusowych jachtow, chcac ustalic mozliwosci rejsu do slynnej Blekitnej Groty.

Na regularny rejs jest juz za pozno, zreszta nie bardzo by nam on odpowiadal - stateczkiem moze zbyt duzym zeby wplynac do srodka, wraz z pobytem na plazy na wyspie 6 h, od 10 do 18, za 20€. Zgadzamy wstepnie prywatnego przewoznika z motorowka na srode; krotki posilek (czarne risotto) w knajpce portowej i ruszamy na zwiedzanie starowki.

Rozpalone sloncem mury i ciagle wedrowki po schodkach w gore nie ulatwiaja nam tego. Po minieciu placyka z kosciolem sw.Hieronima otoczonym palmami i cedrami, dochodzimy do unikalnie pieknej choc niewielkiej cerkwi sw.Michala Archaniola, calej wsrod palm, z czterema mini-minaretami po rogach, z piekna rozeta i portalem wejsciowym z wdzieczna mozaika zamyslonego patrona.

Juz tylko przejscie w bramie slynnej wiezy zegarowej Sat-Kula, kawka pod parasolami i wracamy przez park tropikalny do auta. Zasluzylismy na kapiel - jedziemy na okrzyczana plaze Igalo. Trzeba okrazyc cale miasto, bo ulica przezen jest jednokierunkowa, wrocic na trase i zrobic petle do nastepnej miejscowosci.

Plaza jest okrzyczana, bo cala betonowa, gdzieniegdzie skape zatoczki z bialym zwirkiem, cala wypelniona tlumem wczasowiczow glownie z wycieczkowych hoteli, nigdy w zyciu bysmy sie nie zgodzili na takie wczasy. Jedyny plus to kapiel - dno jest rowne, piaszczyste, daleko mozna isc bez zanurzenia, plywamy do woli ale na zmiane w obawie o nasze tobolki. W drodze do auta Ela znajduje wsrod pamiatek sliczna bransoletke z brazowych muszelek.

Jeszcze raz obowiazkowy przejazd jednym kierrunkiem przez miasto, droga przez Bijela i Risan, wreszcie na wieczor zjezdzamy do Perastu. Kolacja juz drugi raz w cieszacej sie najlepszym chyba powodzeniem restauracji Nautilus nad woda, tym razem o zmroku, tym razem zupka kremowa z rakow, tym razem sola alla milanese z siekanymi migdalami, do tego warzywa grilowane, tym razem bialy crnogorski krstac, tym razem tez jestesmy szczesliwi.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Krzysztofie i Elu

Codziennie rano otwieram sobie Waszego bloga i czytam świetnie opisane doświadczenia i wrażenia z podróży po Czarnogórze. Naprawdę jestem pod wrażeniem ilości miejsc jakie udało się wam odwiedzić. Fajnie, że się wam podoba, choć szczerze mówiąc wiedziałem, że tak będzie....... :)
Pozdrawiam
kulka53