niedziela, 29 marca 2009
D6
stronie zatoki widac bylo izraelski Eljat.
Jestesmy juz w Ammanie w tym samym hotelu co poprzednio. Jutro Jerash!
Dzien 6 - Aqaba
integracje z miejscowymi kolorytami na targu warzywno-owocowym, na
spacer promenada palmowa nad morzem.
sobota, 28 marca 2009
D4x
okazalosci. Urna z prochami jest w kuli na szczycie fasady.
My juz jestesmy w Aqaba i jutro ruszamy po poludniu do Ammanu.
Na razie tyle! Do nastepnej sesji!
D5x
isc; mozna bylo wejsc az na sam szczyt, choc po piasku bylo to pewne
wyzwanie; ja dalem rade do polowy (panorama).
Dzien 4c.
widokow po stopniach wykutych w kolorowej skale, mijajac sie z
osiolkami wiozacymi turystow na gore.
Dzien 4b.
> Nie moglem wysylac postow. Rano okazalo sie ze kupuje sie ticket.
> Moze jeszcze zdaze przed wyjazdem wrzucic pare zdjec. To jest
> Skarbiec w calej okazalosci.
>
> <photo.jpg>
>
>
>
> Krzysztof
Dzien 4 a.
> Wykute w skale przez lud natabejski fasady jakby swiatyn, a
> wlasciwie grobowcow, nie ustepujace im pieknem i fantazja ksztaltow
> kolorowe skaly scian wawozu.
> Wreszcie pomiedzy nimi przeswituje najpiekniejsza fasada, zwana
> Skarbcem.
>
> <photo.jpg>
>
>
>
> Krzysztof
Dzien 4 - Petra
skonfigurowany.
> Dzis bedzie wiecej zdjec, mniej tekstu, bo nie wiem kiedy bede mial
> nastepny hotspot.
> Dzis byl dzien niezwykly.
> Nie powinno sie mowic Tora! Tora! Tora! tylko PETRA! PETRA! PETRA!
> Tego cudu przyrody z wtopionym wen cudem uczynionym rekami ludzkimi
> nie da sie z niczym porownac.
> Najpierw wawoz Sikh - poczatkowo szeroki, potem zwezajacy sie nawet
> do 2 m, przy wysokosci skal do 1000 m.
>
> <photo.jpg>
>
>
>
> Krzysztof
piątek, 27 marca 2009
Dzien 3f.
Wreszcie dojechalismy na wieczor do okolic Petry i zatrzymalismy sie w
hotelu w miasteczku Wadi Musa, czyli Woda Mojzesza - to tu stuknal on
swa laska w skale dostarczajac wode swemu ludowi, a zrodelko to bije
do dzis w specjalnie zbudowanym kryjacym je budyneczku z trzema
kopulami.
Po zakwaterowaniu - hotel troche skromniejszy (bo turysci i tak
przyjada) ale moze byc, w podupadajacym socjalistyczno-kolonialnym
stylu - i po kapieli z resztek soli na skorze i we wlosach - ja
dorwalem sie do zrodelka hotspotowego ktore bije w miejscowym hotelu i
wysylam zdjecie za zdjeciem.
Jutro Petra!
Dzien 3 e.
marsjanskie, gdzieniegdzie wsrod gor koczowiska beduinow z owcami,
kozami i wielbladami, w zyzniejszych dolinach zielenia sie pola uprawne.
Zmierzcha sie, zrywajacy sie wiatr wznosi tumany pylu piaskowego,
przejezdzamy przez mala burze piaskowa. Ostatni etap jest dluzszy,
wiec zatrzymujemy sie na maly posilek w batze przy sklepie ze znanymi
juz pamiatkami.
Ela coraz lepiej sie asymiluje z miejscowymi zwyczajami.
Dzien 3 d - Martwe Morze
w slup soli zona Lota uciekajacego z Sodomy, a w dole skalisty brzeg
morski ze zlogami soli w miejscu gdzie rozpryskuja sie slone fale.
Dzien 3c - Martwe Morze
gdzie oczywiscie tez sklepy z kosmetykami znad Morza Martwego.
Potem przejechalismy wzdluz calego slonego morza...
Dzien 3b - Gora Nebo i Martwe Morze
wodzie tak slonej, ze az sliskiej w dotyku; trzeba tylko uwazac na oczy.
Podziwialismy miejscowe dziewczyny, ktore chcac czy muszac zachowac
skromnosc obyczajow kspaly sie w strojach z nogawkami do kolan i
dlugimi rekawami, a nawet z kapturem na glowie.
czwartek, 26 marca 2009
Dzien 3 a - Gora Nebo i Martwe Morze
skad Mojzesz wyprowadzajacy Izraelitow z Egiptu ujrzal przed smiercia
Ziemie Obiecana, do ktorej prowadzil swoj lud. Jest tam tez pomnik
upamietniajacy wizyte Jana Pawla w 2000 oraz zasadzona przez niego
oliwka. Widok z gory na lekko zamglona przestrzen pustynnych wzgorz
poprzecinanych wawozami, a w oddali plama zieleniejacych pol w
dolinach i za mgla ultramaryna Morza Martwego pozostanie nam na dlugo
w pamieci.
Potem tymi wawozami zjezdzamy szalonymi serpentynami w dol do morza,
410 m ponizej zera. Tam odpoczynek, relaks i ubaw: kapiel w morzu z
rekami i nogami wyciagnietymi do gory, z gazeta w rekach, masaz mazia
blotna, prysznic, kapiel, basen ze slodka woda, brakowalo tylko piwa-
tu tylko bezalkoholowe. Oczywiscie slonce dopisalo, a dzieki filtrom
od zyczliwych dusz (u nas w sklepach jeszcze nie sezon) nie spalilismy
sie.
Dzien 3 - Gora Nebo i Martwe Morze
Pierwszy punkt programu to miasto Madaba z bizantyjskim kosciolem
postawionym w miejscu gdzie znaleziono mozaike z mapa Bliskiego
Wschodu - unikat. Madaba stala sie dzieki temu miastem mozaik -
wszystkie ikony i obrazy w cerkwi sa z mozaik (a podpisy po arabsku).
Musielismy troche czekac az skonczy sie ceremonia chrztu. Bizantyjski
pop dziwnie na tle klasycznego ikonostasu kontrastowal z dziadkami
bohatera chrztu, ubranymi wg tradycji arabskiej w kraciaste zawoje na
glowach ("arafatki"). Potem po odwinieciu chodnikow podziwialismy
naiwne odwzorowanie antycznego swiata w posadzce.
Potem podjezdzamy pod wytwornie mozaik ze sklepem z pamiatkami, gdzie
oprocz skorup Ela dostaje cos jeszcze do ozdoby. Pracujaca tam Polka
objasnia technologie i mamy olazje zobaczyc jak powstaje mozaika wg
antycznych wzorow na zamowienie jako prezent dla papieza Benedykta.
Dalej...
Dzien 2 - Bosra
zjesc, do autokaru i w droge!
Wrocilismy jeszcze do Damaszku odrobic zaleglosci: dom Ananiasza gdzie
Szawel stal sie sw. Pawlem, potem bazylika sw. Pawla Za Murami, skad w
ucieczce przed przesladowcami spuszczono go w koszu. Zdjecia w
uliczkach dzielnicy chrzescijanskiej i w droge!
Podziwialismy z daleka zasniezone ale lagodne choc wyniosle szczyty
gory Hewron widoczne po stronie libanskiej.
Wreszcie dojezdzamy do Bosry. Tu niesamowicie wielki rzymski amfiteatr
w swietnym stanie, po stopniach jego widowni wspinamy sie na sama
korone.
Amfiteatr obudowany jest pozniejsza cytadela z obronna fosa.
Dalej rozlegle ruiny rzymskiego miasta, z samotnymi kolumnami,
resztkami swiatyn, budynkow, lazni... W tych ruinach mieszkancy zyjacy
z turystow: pamiatki, pocztowki, przewodniki... Niesamowita mieszanka
bogatej przeszlosci i nedznej wspolczesnosci.
Jedziemy do granicy z Jordania, po pokonaniu czterech bramek strazy i
odpraw robimy krotki posilek w strefie wolnoclowej gdzie zaopatrujemy
sie w srodki odkazajace.
Po kolejnym etapie jazdy osiagamy Amman gdzie juz blizej centrum mamy
hotel z kolacja.
W Jordanii siec podtrzymuje roaming na transmisje (w Syrii tylko na
sms i rozmowy), ale w hotelu jest wifi wprawdzie nie w pokoju, ale na
korytarzu, skad uzupelniam zaleglosci i wysylam ile sie da. Sprawdzam
tez poczte i fora podroznicze, wiadomo jakie.
Zdjecia moge wysylac tylko te co robie komorka, bo tych z aparatu nie
moge transferowac. Tak ze jak pamietam i mam czas to po "normalnych"
zdjeciach robie komprka jeszcze te na blog. Niestety iPhone nie jest
mistrzem ustawiania ostrosci i nie doszlismy jeszcze do porozumienia w
tym temacie.
Tyle na razie, nie wiem kiedy bede mial okazje byc tak wylewny. Dzieki
tym o ktorych wiem ze mni czytaja i tym o ktorych nie wiem, rowniez.
Dobranoc - jutro znowu pobudka, w dzien Morze Martwe, wieczorem do
Petry!
Dzien 1c - Damaszek
zwracajac uwagi na nas niewiernych, oszolomionych wielkoscia i
nastrojem tego miejsca. Na koncu w przeszklonym zakratowanym
pomieszczeniu sarkofag z glowa sw. Jana Chrzciciela, czczonego prze
muzulmanow nie mniej niz przez chrzescijan. Nie zdawalismy sobie
sprawy, ze korzenie naszych religii sa tak splatane.
Potem jeszcze meczet Krysztalowy z grobowcem wnuczki Mahometa...
Potem prawdziwy szisz-kebab w nacjonalnym barze w sukach...
Potem powrot przez strefe sukow - ocenilem je jako prekursora
wspolczesnych galerii handlowych, zakupy upominkow i pamiatek z
zapraszaniem na zaplecze sklepikow, gdzie specjalnie dla nas,
przyjaciol z Polski, sprzedawca oferowal szczegolne wyroby rzemiosla
za szczegola cenw, ktora po teatrze targowania udawalo sie zboc nawet
do polowy...
Wreszcie spotkanie z pilotka, ktorej udalo sie do nas doleciec i juz
razem powrot do hotelu na kolacje; wymiane wrazen z pierwszego dnia
kontynuowalismy w podgrupach w pokojach przed snem, przy okazji
zabezpieczajac sie profilaktycznie przed zgubnymi skutkami roznic
flory bakteryjnej tutejszych potraw.
Dzien 1a- Damaszek
jest tutaj wszechobecne. Aby moc bez uchybienia nawiedzac swiatynie,
nasze panie musialy odziac gustowne szaty z kapturem. Ela byla jak
widac przygotowana, bo miala gustowna chuste w tonacji. Najpierw
nawiedzilismy mauzoleum Saladyna, potem najwiekszy i najswietniejszy
meczet Umajadow z ogromnym dziedzincem wypelnionym mieszanina
turystow, wycieczek, modlacych i pielgrzymow, zas sama swiatynia...
Dzien 1 - Damaszek
mowiacy po polsku bo studiowal - chyba w naszych latach - na
Politechnice Warszawskiej na MELu. Zajechalismy 15 km za miasto do
nowego hotelu i wreszcie padlismy do lozek.
Rano po sniadanku do miasta, gdzie zatrzymalismy sie pod pomnikiem
Saladyna (na zdjeciu). Stamtad przez slynne "suki", czyli kryta
sklepionym dachem ulice wypelniona po obu stronach sklepami pamiatek,
strojow, materialow, ale tez przypraw, owocow, zabawek, z tlumem
przekupniow i kupujacych... Oczywiscie wschodnie stroje, kobiety w
dlugich szatach, z roznym stopniem zasloniecia twarzy, mezczyzni w
zawojach na glowach... Szukalismy okazji do reportazowych zdjec z
ukrycia, dopoki sie nie oswoilismy z tymi klimatami. Wreszcie
doszlismy do dzielnicy meczetow. O tym za chwile, bo z mojego iPhona
moge wyslac tylk jedno zdjecie na raz.
wtorek, 24 marca 2009
Dzien 0 - Budapest
lecimy sami. W Damaszku ma nas przejac rezydent LogosTouru. Dobre
wiesci sa takie (z telefonu od pilotki),ze juz paszport sie znalazl i
jutro po 15 pilotka dolaczy do swej grupy. Mamy nadzieje ze w te
sposob sie wyczerpie limit zlej passy. Z Syrii i Libanu Era nie ma
roamingu, wiec moge liczyc tylko na hot spoty tak jak tu na lotnisku.
Z Jordanii podobno dziala Orange. Ale nie uprzedzajmy faktow! Do
nastepnej okazji!