wtorek, 23 marca 2010

Kathmandu

Najpierw caly dzien przejazd, czesciowo wzdluz znanej juz Trisuli w
pieknym kanionie. W jednym z miasteczek przekaska w miejscowej
restauracyjce oraz probowanie smazonych rybek z lokalnych garkuchni -
troche z dusza na ramieniu, ale byly pyszne!

Potem jazda po zwariowanych serpentynach na przelom gorski
przeciskajac sie w tloku trabiacych ciezarowek. Nasz kierowca ostro
zarabial na szykowany dla niego napiwek.

Wreszcie dotarlismy do Kathmandu, gdzie pozegnalismy sie z naszym
kierowca i autokarem - wroca sami do Delhi, a my dostaniemy lokalny
bus. Do hotelu musielismy dojsc piechota przez ciasne uliczki pelne
sklepikow; rozpakowujemy sie az na 4 noce.

Rano zamowiony przez glodnych gorskich wrazen lot nad Himalajami.
Czekalismy dlugo na lotnisku lokalnym, bo wczoraj byl pogrzeb jakiegos
szefa partii i wszyscy oficjele wracali do domow. Wreszcie
wylecielismy i widzielismy gory najpierw z daleka a potem Mt.Everest
calkiem z bliska - ok. 10 km - i piekne gory, zbocza i lodowce pod
nami - i juz trzeba bylo wracac. Polowa z 16 pasazerow miala widoki
zasloniete przez skrzydla i silniki ze smiglami, a widoki byly raz z
jednej strony, a z powrotem z drugiej. Szyby okien troche zaparowywaly
i bylo nie za fajnie. Mozna bylo na minutke wejsc do pilotow i tam
byly duze i czyste okna, ale "z drugiego rzedu". Ale najwazniejsze
gory i ich majestatyczne piekno obejrzelismy, tylko jakby troche w
pospiechu. Ja robilem zdjecia tylko dlugim 70-300 i kamera, no i
iPhonkiem do bloga.

Wracamy i ruszamy do zwiedzania swietych miejsc Kathmandu:

- wzgorze Swayambunath, gdzie pielgrzymi nieraz w egzotycznie
wiejskich strojach (starsi mezczyzni drobni, w obsislych kolorowych
swetrach lub plociennych marynarkach, w spodniach lub bialych zawojach
przewiazanych miedzy nogami, z kolorowymi trapezowymi jakby
furazerkami na glowach, starsze kobiety drobne przygarbione, w
kwiecistych kolorowych strojach, czesto z kolczykiem tez w nosie, a im
starsze tym wiekszy, mlodzi czesto z dziecmi i niemowlakami na reku, a
te dzieci sliczne i obdarowywane przez nas cukierkami aby zdobyc
ciekawsze zdjecia; zasuszeni pielgrzymi w czerwonym zawoju i z
kosturem w reku) wspinaja sie po 356 stromych stopniach; mysmy weszli
z drugiej strony latwiejsza droga; cale wzgorze otoczone 3 km murem z
mlynkami modlitewnymi; na szczycie liczne stupy oraz swiatynia z
posagiem Buddy i rzezbami przeniesionymi ze starych klasztorow Tybetu;
niepowtarzalny nastroj stworzony przez rozciagniete wszedzie -
pomiedzy wierzcholkami stup i rozgalezionych drzew - sznurami
roznokolorowych choragiewek modlitewnych; roznorodnosc obiektow
adoracji i uduchowienie odwiedzajacych je rytualnie pielgrzymow robi
wrazenie;

- swiatynia hinduistyczna Pashupathinat, kiedys piekna i o ciekawych
formach i detalach, mocno zszarzala i miejscami rozpadajaca sie, a po
jej gzymsach biegaja malpy; teren swiatyni prowadzi do ghat nad rzeka,
gdzie na kamiennych tarasach przygotowuje sie zmarlych do dokonczenia
bytu ziemskiego w plonacych obok ogniach calopalnych, aby ich popioly
zmiesc do rzeki; przygnebiajacy i intymny widok z zapalem filmowali
japonscy turysci ze sprzetem jak do podgladania ptakow;

- dzielnica tybetanska ze starymi uliczkami pelnymi sklepikow z
pamiatkami i z ogromna przysadzista stupa Buddanath na centralnym
placu; wokol niej tlum pielgrzymow i mnichow buddyjskich w czerwonych
szatach obchodzi mur okalajacy stupe, krecac mlynki modlitewne i bijac
poklony przy kolejnych bramach i posagach.

Wreszcie powrot do hotelu przez zgielkliwe i brudne jak w Indiach
ulice, pelne ... Oj, wszystkiego. Zapamietamy rozwieszone na scianach
domow szalone klebowiska kabli i przewodow, splatane w wezly gordyjskie.

Dosyc. Po kolacji idziemy od razu spac.

Krzysztof

Brak komentarzy: