piątek, 19 marca 2010

Z Varanasi przez Bairawe do Chitwan

Dwa dni wlasciwie tylko przelot. Pierwszego dnia wyjezdzamy o szostej
i jedziemy 12 godzin, z godzinnym oczekiwaniem na wizy i odprawe na
granicy nepalskiej. Po drodze zbiorowa przekaska z pierozkaz ostrym
warzywnym nadzieniem - podklad do rumu z cola doskonaly! W koncu
docieramy do zapomnialego o czasach swej swietnosci hotelu w Bairawa,
gdzie przy wylaczanym co jakis czas swietle, wspomaganym generatorem,
przesypiamy noc w zabranej na takie okazje naszej poscieli, bo poziom
wyprania tej hotelowej nie budzi naszego zaufania.

Rano juz nie tak skoro swit ruszamy dalej, po drodze obserwujac
widoczne zmiany krajobrazu: jest tu czysciej niz w Indiach choc tez
biednie, we wsiach widac bardziej konkretne choc kryte strzecha
zagrody a nie rozpadajace sie rudery, w miasteczkach nawet trafiaja
sie eleganckie posesje.

Po drodze zwiedzamy w Lumbini miejsce urodzin Buddy, gdzie kiedys byl
kompleks swiatyn i stupy, potem zarosla to dzungla, a w XIX w. zostaly
odkryte ruiny i pozostalosci tych budowli - wlasciwie tylko wystajace
z ziemi fundamenty z wielkich, czerwonych i brunatnych cegiel; ich
najwazniejsza partie zawierajaca plaskorzezbe przedstawiajaca
narodziny Buddy przykryto pawilonem, do ktorego ustawiaja sie kolejki
pielgrzymow i turystow.

Wokol rosna swiete drzewa figowe - bo pod figowcem Budda sie urodzil -
przystrojone kolorowymi choragiewkami z intencjami modlitewnymi. Pod
najwiekszym fikusem - a pod fikusem wlasnie urodzil die Budda - mnich
w pomaranczowej szacie przyjmuje datki na zapalenie znicza lub
kadzidelka w intencji. Wreszcie fochodzimy do pawilonu, gdzie w
kolejce czekamy na dojscie do centralnego sakrum.

Dalej w droge, obserwujemy ze wioski choc niespecjalnie zasobniejsze
sa duzo czystsze niz w Indii. Jednak niemozliwe stalo sie mozliwe.
Zmienil sie takze sposob przetwarzania krowich plackow - miesza sie je
ze sloma i ustawia parami na sztorc w rzedach, a kolejna watswe
poprzecznie, tworzac w ten sposob trapezowe azurowe pryzmy.

Wreszcie Chitwan - wioska przy dzungli przeksztalcila sie w resort
turystyczny. Uliczki pelne sklepikow z pamiatkami, agencji oferujacych
safari, osrodkow turystycznych z bungalowami w lesie, a po uliczkach
przechadzaja sie slonie, z karnakiem albo i z czworka turystow.

Do jednego z takich osrodkow zajezdzamy i my, akomodujemy sie w
osobnych pawilonach wsrod tropikalnych drzew pelnych swiegotu ptakow i
spieszymy nad rzeke, gdzie udalo nam sie zobaczyc kapiel slonia.
Zostajemy tu na dwie noce.


Krzysztof

Brak komentarzy: