wtorek, 7 września 2010

Dzien 10.

Planowany jako dzien odpoczynku.

Po pierwsze, odsypiamy wczorajsza gorska eskapade.

Po drugie, odrabiamy zaleglosci: klasztor Hagarcin, ktory nas zawiodl. Nawet w niedziele prowadzone prace renowacyjno-budowlane, z klebami pylu i halasem pil mechanicznych. Irina nas uprzedzala: zabytek zajal szejk z Dubaju, ktory finansuje i odbudowe, i szose, i restauracje opodal. Odbudowa jest robiona nowoczesnymi technologiami, pilami tarczowymi ciety marmur, kamienie sklepienia zostaly rozebrane bez numerowania i zastapione dachowkopodobnymi wylewkami betonowymi. Zabytek klasy zerowej nabiera komercyjnego charakteru i grozi mu skreslenie z listy Unesco.

Po trzecie, perelka wskazana nam przez Irine: ruiny klasztoru juchtakvank, do ktorego trzeba dojechac boczna szosa i dojsc droga polna wsrod polan z bukami i debami. Na wzgorzu ruiny dwoch kosciolow, z ktorych na wiekszym w czasie trzesienia ziemi zawalila sie kopula. Dzieki temu doswietlenie wnetrza bylo duzo lepsze.

Po czwarte, plazowanie, kapiele, byczenie sie i obiad nad jeziorem Sewan na naszej stalej juz plazy pod klasztorem Sewanawank.

Czerwone wino w domu przy planach na nastepny dzien i idziemy spac!

Krzysztof

Brak komentarzy: