sobota, 30 sierpnia 2008

Dzien 14.

Krotko, choc dzien byl dlugi.

Wyjechalismy wczesniej niz zwykle, bo okolo osmej, na slynna droge wzdluz jeziora Szkoderskiego, wymarzona jak basn, basniowa jak marzenie, w kierunku Murici, potem Ostros, Vladimir. Droga trudna, wijaca sie po stromych wzgorzach, waska, asfalt choc polatany ale kompletny, wysilek nagrodzony nieziemskimi widokami jeziora w upalnym i parnym sloncu ktore rozlewa srebro na jego powierzchnie. Podziwiamy wyspy z klasztorami, mijamy wioski z minaretami, slyszymy spiew muezzina, potem dla odpoczynku troche odbijamy od gorzystych krawedzi i jedziemy przez gaje imponujacych kasztanow jadalnych. W Ostros w Restoran Razaf kelner podaje MNIE PIERWSZEMU kawe! W kafejce - podobnie jak po stronie albanskiej (kafejki to chyba najczestszy tu lokal) - siedza sami mezczyzni, ani jednej kobiety, i zawziecie gadaja, plotuja, przekrzykuja sie jak przekupy! Ela czuje sie troche nieswojo. Dalej slynny zakret na wzgorzu Rumija w kierunku Vladimir, z widokiem z jednej strony na Szkoderskie, z drugiej na doline rzeki Bojana i strone albanska. Tam spotykamy jadaca w przeciwna strone pare z Bialegostoku, z ktora wymieniamy wrazenia.

A teraz juz naprawde krotko, bo pakujemy sie w dalsza droge:

- kolejka do odprawy granicznej do Albanii ok. 1 h;
- mijamy twierdze Razafa na wzgorzu i jedziemy do Szkodry;
- bladzimy troche po miescie szukajac sklepu z alkoholami;
- Albanczycy bardzo uprzejmi, wszedzie pokazuja droge choc w nieznanym jezyku;
- wreszcie kupujemy zapasy Skanderbeu, i wracamy do twierdzy Rozafa, gdzie wjezdzamy brukowana stoma droga na szczyt i zwiedzamy zamek kojarzacy nam sie ze Spiszem w kapiacym z nieba upale;
- wyruszamy w droge powrotna na polnoc;
- na przedmiesciach Szkodry w przydroznej kafejce kelnerzy daja nam za ostatnie leki dwie zamiast jednej kawy, i do tego z woda z lodem;
- dojazd fatalna droga caly czas polatana do granicy, przez miasteczka w ktorych podziwiamy albanskie kontrasty;
- znowu czekanie na granicy, bo akurat zmiana celnikow;
- jazda na skroty nieoznakowana droga z Tuzi do Golubovci, wreszcie powrot do Virpazar;
- kapiel i kolacja z zapasow dietetycznego grysiku z rosolkiem, bo na pojscie do miasta nie mielismy juz sily;
- zasypiamy z widokami Szkoderskiego przed oczami.

No coz, mialo byc krotko - ale tyle wrazen.

Brak komentarzy: