wtorek, 8 września 2009

Dzien 6.

Dzien 6.

Dzis kolejna wycieczka firmowa: rejs na Spinalonge, po zatoce
Mirabello z plazowaniem i zwiedzanie Agios Nikolaos.

Nie wiem jak to bedzie z tym plazowaniem, bo od wczoraj mamy zmiane
pogody, jest pochmurno >80%, gdzieniegdzie tylko przeswituje niebo
(rano bylo lepiej), wiatr, biale balwany na plazy, a w nocy padal
deszcz. Mowia, ze jest to pierwszy na Krecie deszcz od maja. Ale
podobno najwazniejsze sa humory i dobre towarzystwo.

Przejezdzamy kolo miasteczka Neapoli, znanego z przetworstwa oliwy.
Przeciera sie! Widac wysokie szczyty! Bedzie ladnie!

Rejs z Agios Nikolaos przez zatoke Mirobello w kierunku wyspy
Spinalonga i drobna zmiana planow: najpierw kapiel i lunch, a potem
zwiedzanie twierdzy weneckiej. Podplynelismy do bezludnej zatoczki
przy dzikim nabrzezu gdzie na grillu juz szykowali dla nas jagniecine,
a opodal na piaszczystej plazy byla okazja do kapieli. Slonce zaczelo
swiecic i zdecydowalismy sie na kapiel w niebiesciuchnej wodzie. Fala
uatrakcyjniala zabawy w morzu, a przejsciowe deszczyki tylko zachecaly
do dluzszej kapieli.

Wrocilismy na statek, gdzie czekal juz na nas przygotowany posilek:
jagniecina z grila albo golabeczki w lisciach winogron, do tego
salatka i winko. Zjedlismy z apetytem i ruszamy dalej zdobyc
niezdobyta wenecka twierdze.

Zdobyta, zdobyta! Turcy ja zdobyli jako ostatnia wenecka twierdze
Krety, a paszy tureckiemu ktory tego dokonal wielki wezyr kazal glowe
sciac gdyz zrobil to wbrew traktatowi pokojowemu.

Nam glowy nie scieli, obeszlismy wewnatrz pierwszej linii murow
resztki dawnej kolonii tredowatych ktora istniala tu do 1957. Wrazenie
dosc przygnebiajace, choc ruiny przerosniete zielenia stwarzaly okazje
do romantycznych ujec. Podziwialismy tez wybujale krzaki opuncji z
soczystymi owocami, a z murow dolnej baszty mozna bylo dostrzec w
przeczystych niebieskawych falach przyboju kolonie jezowcow. Na gornej
glownej baszcie dostrzeglismy plaskorzezbe lwa sw. Marka, ktora
Wenecjanie zostawiali na wszystkich swoich budowlach.

Odplynelismy, podziwiajac sylwete twierdzy i klifowe skaly polwyspu.
Kierujemy sie z powrotem do Agios Nikolaos.

To cudne i urokliwe miasteczko w pieknej zatoczce, ktora dodatkowo
waskim przesmykiem wplywa jakby do wnetrza osady tworzac niezwykle
glebokie (64 m) jeziorko z jednej strony zamkniete pionowa skala.
Wszystkie wolne miejsca wokol zatoki portowej ze stateczkami i
jachtami, oraz wokol niby jeziorka oddzielonego mostkiem, oblegane
przez kafejki i restauracje przescigajace sie w super uproszczonym
menu dla turystow z mieszanymi greckimi specjalnosciami ktore bedac w
Grecji jest obowiazek sprobowac, lub w wyborze piecdziesieciu rodzajow
lodow. Od nabrzeza promieniscie odchodza uliczki ze sklepikami
wszelakiej masci, wsrod ktorych zlota i futra zajmuja poczesne miejsce..

Mysmy posilili sie frappe, czyli kawa mrozona z lodami, aby obejsc
jeziorko i po schodkach kolo kapliczki wejsc na szczyt skaly skad
roztaczal sie pięęękny widok na jeziorko z gory i cale miasteczko.
Slonce swiecilo cudnie, a chmury ktore w rejsie powrotnym troche nas
mimo slonca chrzcily deszczykiem, teraz dodawaly uroku zdjeciom.

Jeszcze krotki spacerek po uliczkach portowych i wracamy do autokaru.
Dzis wycieczka pomimo strachu przed deszczem bardzo udana, z wieloma
roznorodnymi atrakcjami i bez pospiechu, a do domu wracamy przed
osiemnasta i jeszcze zdazymy sie wykapac, a moze wybrac sie jeszcze
nad plaze na kolacje, bo o lunchu zdazylismy juz zapomniec.

Jeszcze jedna sprawe mam do zalatwienia wieczorem, ale... Nie
uprzedzajmy faktow.

Krzysztof

Brak komentarzy: