sobota, 12 września 2009

Dzien 9.

Z rana sie wydawalo ze sie przetrze, a potem pada, leje, a w koncu
nawet grzmi! Coz bylo robic? Wypilismy wino i poszlismy spac.

A jak sie zbudzilismy o 15, to deszcz przestal padac, rozchmurzylo
sie, i zdecydowalismy sie spelnic nasz plan krotkiej wycieczki na
plaskowyz Lasithi (900 m npm, zas Katharo jeszcze wyzej - 1300 m).

Caly czas po drodze gorskie wioski, z niepowtarzalnym autentycznym
klimatem z lat 50tych, poplatanymi uliczkami, kosciolkami i ryneczkiem
z tawernami w centrum, mezczyznami przesiadujacymi w kafenionach,
kobietami w czarnych strojach jak z filmu Grek Zorba, ludzmi zyczliwie
w lamanyn jezyku wskazujacymi droge gdy zbladzilismy:

Potamies, gdzie znalezlismy perelke - cerkiewke w ukladzie krzyza
greckiego z pieknymi freskam XIV w. w nieczynnym juz klasztorze Moni
Gouverniotissas, nikogo, otwarta;

Olbrzymi zbiornik wodny w budowie, wyrzniety wsrod gor i w czesci
wybetonowany, dla przyjecia wody z gor i rozprowadzenia jej po dolinie
w suchych miesiacach letnich, ktory przecial nam droge z mapy i
musielismy szukac objazdu nowa droga, nieznana naszemu GPSowi;

Krasi, gdzie jest najstarszy na Krecie platan, pono 2000 lat, potezny
jak nie wiem co, obok ujecia wody zasilajace akwedukty jeszcze w
czasach starozytnych;

Kera, z prowadzonym przez mniszki klasztorem Agia Kardiotissa, z
cudowna ikona Matki Boskiej, ktora wywieziona przez Turkow do
Konstantynopola i przykuta lancuchem do kolumny w cudowny sposob wraz
z kolumna wrocila do swych pieleszy; kolumne mozna ogladac w
dziedzincu przyklasztornym, zas krepujacy ja lancuch, przykuty kolo
ikonostasu, jest przedmiotem kultu i przez pocieranie schrzalych
czesci ciala przynosi uzdrowienie;

Przepiekne widoki w zachodzacym sloncu pasm gorskich nad nami i
wawozow pod nami, gdy wspinalismy sie na plaskowyz Lasithi;
widzielismy nawet specyficzne dla Krety orlo-sepy krazace nad
wzgorzami w poszukiwaniu zdobyczy;

Na przeleczy prowadzacej na plaskowyz, ruiny wielkich wiatrakow
rozpietych na zboczach siodla, kiedys pompujacych wode, dzis
monumentalnie rozstawionych nad plaskowyzem;

Zjechalismy z przeleczy na plaskowyz - wielka plaska niecka miedzy
gorami, dzieki wodzie splywajacej z nich urodzajna i tworzaca jedno
wielkie pole upraw i sadow przeciete siatka drog gruntowych, pelne
malych wiatrakow pompujacych wode, otoczone wioskami gorskimi;

Jeszcze fotografowalismy male wiejskie cerkiewki prawie po ciemku,
jeszcze przeciskalismy sie prze zuliczki wiosek fotografujac scenki
uliczne przez okno auta lub juz tylko oczami duszy swojej;

W Agios Georgios zdecydowalismy sie wycofac, nie zamykajac petli wokol
doliny - ktorej zostalo sie jeszcze 2/3 - gdyz zrobilo sie juz ciemno;

Powrot z doliny inna droga szalonymi serpentynami po ciemku i troche
we mgle, ale dziewczyny mialy do mnie juz ugruntowane zaufanie; cudne
nocne widoki na zatoke Malio ze swiatelkami Chersonissos;

Kolacja juz tradycyjnie "u Zorby" przy tym samym stoliku, tym razem
dania rybne i biale winko; jowialny i rozmowny gospodarz z czarnym
wasem dzis troche wstawiony, tanczyl wraz z kelnerkami zorbe i inne
tance ku uciesze klientow;

O polnocy poszlismy spac; dzien jednak udany (no bo wazny jest dobry
humor i doborowe towarzystwo)!

Krzysztof

Brak komentarzy: