niedziela, 17 listopada 2013

Ba Be - rezerwat Trzech Jezior

Po pozegnaniu ze statuą Buddy strzegącym powodzenia naszego hotelu, wyruszamy w drogę powrotną do Hanoi, by w mieście Bac Kan odbić na zachód do rezerwatu Trzech Jezior, czyli Ba Be (to właśnie tak znaczy).

Droga prowadzi przełomami przez góry, wspinając sie niezliczonymi serpentynami aby potem zjeżdżać w dół. Z porankiem kotliny wypełnione mglami, czasami jedziemy prawie w mleku, potem słońce sie przebija, mgły sie podnoszą, i z każdym zakrętem odsłaniają coraz to piękniejsze widoki.

Krótki postój przy plantacji owoców smoka, czyli dragon fruit.

Droga boczna do Ba Be jest juz węższa, bardziej kręta i z wybojami zniszczonego asfaltu, prowadząc wśród gór przez wioski i pola uprawne, na których krzątają sie zniwiarze.

Tu muszę poprawić poprzednie wpisy: trzy zbiory ryżu rocznie to tylko na południu; w górach Sa Pa tylko jeden plon - w październiku, dlatego w większości był zebrany. W rejonie Cao Bang sa dwa zbiory rocznie, i ten drugi jest właśnie w listopadzie.

A przejazd z Hanoi do Cao Bang to 280, a nie 120 km jak pisałem uprzednio.

No i tak dojechalismy do Ba Be, zameldowalismy sie w ośrodku kiedyś jak na warunki socjalistyczne luksusowym - z basenem (porosnietym rzęsą) i bungalowami (z obłażącą tapetą na ścianach i trzeszczącym łożem, dobrze że z moskitierą) - który zapomniał juz dawno czasy swej niedoszłej świetności. Teraz pelni tu rolę guesthouse. Ale cóż, nie dla luksusow tu przyjechaliśmy!

Obiad w jakby opuszczonej stołówce, gdzie trzy dziewczyny szykują potrawy dla nas, dla jeszcze chińskiej wycieczki, i dla jakiejś pary chyba francuskiej sądząc po urodzie.

Nie zwlekając jedziemy busem 1 km do przystani nad jeziorem i wsiadamy na łódkę, aby odbyć rejs po lokalnych atrakcjach: najpierw po jeziorze - cudowne widoki na otaczające skały i góry krasowe porośniete tropikalną roslinnoscią, potem rzeką do niesamowitej przelotowej groty pod skalą górującą nad wodą - fantastyczne formacje naciekowe i stada piszczacych nietoperzy uwięzionych w ciemności u stropu; wreszcie rzeką w drugą stronę i kawałek spaceru prawie jak przez dżunglę do dwustrumieniowego wodospadu, gdzie oprócz cudów natury podziwialismy lokalne wieśniaczki Tajów wybierające ryby z rozstawionych sieci.

Po drodze mijamy tam i z powrotem inne wycieczki znane nam ze stołówki i podglądamy życie wieśniakow w okolicznych wioskach - zbiory, połów ryb, wypas bydła, wybierania mułu z dna rzeki. Napotkalismy rownież pare młodą robiącą sesje zdjęciową w romantycznej scenerii.

Wracamy o zmroku, kolacja w socjalistycznej stołówce, wieczorne pogaduchy i spać! Jutro do Hanoi.











Krzysztof

Brak komentarzy: