niedziela, 10 listopada 2013

Ninh Binh

Ninh Binh
Rano zobaczylismy ze w ulicznej kafejce kolo hotelu rozstawiane sa namioty. jak sie okazalo, to nie przygotowania do tajfunu tylko do wesela.
Potem przejazd do Ninh Binh 120 km na poludnie od Hanoi. Hoa Lu - świątynia pamięci pierwszych królów Wietnamu z X w. Dynastie trwały krótko, bo co który krol nastał, zjednoczyl kraj i wygnal Chinczykow, to jego następcy albo marnotrawili zdobycze na hulankach, albo wyrzynali sie wzajemnie w walce o sukcesje, albo jedno i drugie.
Piękna przejażdżka lodkami po dwie osoby z wioslarzem lub wioslarka wsrod pol uprawnych (ryz, lotos, orchidee) i ostancow krasowych - takie Halong na lądzie. Jedni wiosluja siłą rąki, inni nogami na siedząco, bardzo sprawnie. Nawet wyszło słońce i czuliśmy sie troche jak na Mazurach, troche jak w norweskich fiordach. Na zakończenie zdjęcie pamiątkowe naszej wioslarki.
Tłok na wodzie, a potem na lunchu, bo w związku z nadciagajacym tajfunem rejsy na zatoce Halong wstrzymano i cały ruch turystyczny zwalił sie stamtąd tutaj.
Potem jeszcze pare świątyń - jedna z nich na trzech poziomach jaskin krasowych, w ostatniej po datkach miejscowy mnich o wyglądzie Ho Chi Minha dał mini koncert smyczkiem na jednostrunowej cytrze o ręcznym naciagu.
W drodze powrotnej rozpadało sie, ale jeszcze nie tragicznie. Wieczorem mamy fakultatywna kolacje z wężami - szczegóły po powrocie, jeżeli przeżyje konsumpcję świeżo wypreparowanego serca węża (szczególny przywilej wodza wycieczki).











Krzysztof

Brak komentarzy: