czwartek, 14 listopada 2013

Targ kolorowych Hmongów w Cao San krótk

(Zdjęcie trochę rozmazane, ale miałem tlustego palucha po zjedzeniu racucha z mąki kukurydzianej)

Dojechalismy wreszcie, wytrzęsieni, do wioski Cao Son, na którą w środę przypadł termin cotygodniowego targu w tych okolicach. Tym razem zostaliśmy oszolomieni przebarwnymi strojami Kolorowych lub inaczej Kwiecistych Hmongów. Kobiety znow albo z wiaderkowymi koszami, albo z wywracajacymi sie na boki dzieciakami przytroczonymi do pleców. Barwne gęsto haftowane na czerwono- pomaranczowo-granatowo okrągle peleryny, bluzki, spodnice i zapaski oraz kolorowe getry urzekają bogactwem wzoru. Haftowane i tkane miesiacami, podkreslają urodę właścicielki i świadczą o jej zręcznosci i pracowitosci. Cotygodniowe spotkania na targu sa przecież doskonałą okazją towarzyską. Kruczoczarne włosy, złote zęby dopełniają stroju.

Kobiety handlują i kupują, a mężczyźni w krytych strzechą "pawilonach" grają w bilard lub w wyszynkach spożywają na podręcznej kuchni przygotowane potrawy, gęsto zapijajac wódką. Do tradycji podobno należy, ze upijają się na umór, a kobieta ma przy swoim mężu tkwić, aż bedą mogli wrócić do domu.

Nakupilismy trochę kolorowych pamiątek, postrzelalismy mnostwo zdjęć i wracamy.

Lunch po drodze w miasteczkowej restauracji, wizyta w szkole gdzie pani od angielskiego pochwaliła sie swoją trzecia klasą, a myśmy przekazali na jej ręce upominki dla dzieci, i wreszcie jesteśmy w Lao Cai. Tu kolacja, przejście do pociągu i na piątą rano mamy byc w Hanoi.



Krzysztof

Brak komentarzy: